W niedzielę, 22 marca gościliśmy kolejny raz w Andrychowie dziennikarza i poetę - Adama Ziemianina. Do tej pory jednak pozostawał zawsze w cieniu. Przyjeżdżał do nas razem ze Starym Dobrym Małżeństwem, dzieląc się swoją poezją w trakcie ich występu (SDM śpiewa wiele piosenek do tekstów poety) oraz osobiście - recytując własne wiersze i przemyślenia. Tym razem było inaczej. Był tylko dla nas jako gość szczególny.
Krakowski Salon Poezji w Andrychowie. "Co za szczęście!" - wiersze Adama Ziemianina czytali Adam Ziemianin i Bożena Adamek (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie)
Zanim niedzielne popołudnie wypełniło się poezją i zapachem kawy ...
... udało mi się na chwilę porozmawiać z gośćmi Salonu - Panem Adamem i Panią Bożeną.
Zapraszam do lektury tej rozmowy :
Ma Pan na imię Adam, podobnie jak pierwszy człowiek na ziemi. Nazwisko - Ziemianin. Mieszkaniec Ziemi. Co chciałby Pan przekazać nam, innym ludziom swoją poezją?
Jeszcze jestem z trójkąta Ziemi (śmiech). Ziemia jest moją siłą. Jest dla mnie ważna. Mimo tego, że moje wiersze są czasami bardzo ulotne, liryczne, to jednak mocno stąpają po ziemi bo tak się staram, by traktowały o tym co się dzieje. Poeta dzisiaj nie może frunąć nad ziemią zbyt wysoko, musi być wśród ludzi dla których pisze. Dlatego nie zamykam się w wieży bibliotecznej z kości słoniowej, tylko wyłapuje najciekawsze drgania liryczne, zdarza się to wszędzie - w tramwaju, na ulicy ... Czasem jedna notatka, jedno zdanie powoduje, że od zaczyna się cały utwór.
Pamiętam - miałem takie zabawne spotkanie gdzie młody człowiek mówi mi - ale sobie Pan ładny pseudonim literacki wymyślił - Ziemianin i to jeszcze Adam - ale ja się tak naprawdę nazywam - odpowiedziałem pokazując mu nawet swój dowód.
W kazdym razie - myślę że to jest taka moja główna idea, która się realizuje w poezji.
A co to jest takiego ta poezja ?
To bardzo trudna definicja. Nie chciałbym użyć tu teoretyczno-literackich definicji, tylko bardziej bym powiedział, że jej definicja - dla mnie - zależy od chwili. Czasem jest to szept strumyka, innym razem spowiedź jakiegoś drugiego, zagubionego człowieka, czasem jest to szum deszczu. Dla mnie nie ma jakiegoś naukowego określenia na poezję, bo ono nigdy nie będzie zbyt ścisłe i nigdy nie odda całej sprawy.
Czasem jest to szum wodospadu a czasem krople padającego deszczu. Trzeba się tylko umieć wsłuchać w głos drugiego człowieka, w szept przyrody, w szept nieba i gwiazd, takie momenty są bardzo istotne i trzeba o nich od czasu do czasu pamiętać w poezji.
Czy poezja zmieniła Pana życie, czy to raczej życie miało wpływ na poezję?
Nigdy nie zakładałem tego, że będę poetą. To co poezja mi daje na pewno mnie uwrażliwiło na drugiego człowieka, żeby nie mówić tutaj komunałów chciałbym powiedzieć, że jest największą i najważniejszą sprawą mojego zycia. Nawet nie dziennikarstwo, gdzie pracowałem w tym dziennikarstwie długie, długie lata. Jednak na pierwszym miejscu zawsze stawiam poezję. Teraz oczywiście pojawiło się trochę prozy, jakieś śladowe odskocznie do prozy, ale - jak mówię - Poezja to dla mnie świętość. Jest najważniejsza. To jest coś, co mi towarzyszy.
Gdyby miał Pan wybrać kilka wersów swoich lub poetów świata - coś co jak najbardziej charakteryzowałoby Pana jako poetę - co by Pan wybrał?
Nigdy nie miałem specjalnego motta. Myślę, że Poezja powinna się mienić, musi mieć szerokie spektrum od dramatu, poprzez tragedię, poprzez uśmiech. Dlatego lubię i cenię sobie w poezji humor. Dlatego myślę, że takim charakterystycznym dwuwierszem będzie dla mnie - czasem cytuję taki - "Śmiechu mi trzeba na te dziwne czasy, śmiechu zdrowego jak źródlana woda" Myślę że śmiech i poczucie humoru zarówno w życiu jak i poezji jest dla mnie bardzo ważny. Nie chciałbym popadać w teorię literatury. Piszę dla ludzi, nie dla krytyków i to jest chyba najważniejsze u mnie, żeby najpierw odbiorcą był czytelnik, miłośnik poezji a dopiero jeżeli ktoś z takich głów naukowych sięgnie po te wiersze to daj Boże. A jeśli nie - to też nie będę rozpaczał
Których poetów uważa Pan za najbardziej sobie bliskich?
Takim ojcem mojej poezji jest Jan Kochanowski. To jest taki mój ojciec poezji, patron taki już powiedziałbym - dostojny. Napewno z poetów bliższych naszym czasom też bym dużo wymienił, nie chciałbym tutaj robić gradacji - wymienię tylko po to, by pokazać co w poezji ma znaczenie. Tak samo jak mówiłem, że poezji nie da się określić jednym zdaniem tak samo nie da się też odebrać poezji poprzez jednego poetę. Z jednej strony jest to ciekawy i zjawiskowy dla mnie Leśmian, z drugiej strony przeciwieństwo do tego - Białoszewski, po drodze trzeba by tu jeszcze wymienić wielu np. Tadeusza Nowaka, Harasymowicza, Annę Świerszczyńską ... cała plejada, też od nastroju zależy po jaki tom, po jakie wiersze sięgam by sobie pomóc w interpretacji życia i dość często sięgam po jeden dwa wiersze i to z różnej półki
Jakie to uczucie, gdy człowiek słyszy swój wiersz śpiewany na scenie?
Jeżeli jest to dobra interpretacja, jeżeli kompozytor ładnie utrafi, jest taki dobry mariaż słowa i dźwięku - bardzo mnie to cieszy. Uważam (chociaż nie wszyscy poeci tak uważają) że poezja śpiewana daje pewien dodatkowy asumpt do tego, żeby się cieszyć, że wiersz nabiera szerszego spektrum odbiorców. Często bywało, że młodzi ludzie po koncertach czy ze Starym Dobrym Małżeństwem czy Wolną Grupą Bukowina mówili np. - "ja najpierw słuchałam pańskich piosenek i pańskich wierszy śpiewanych a dopiero później sięgnęłam po tomik".
Nie wiem ile wierszy do tej pory napisałem, nawet nie wiem ile wydałem tomików. Nie liczę. Nie mam charakteru buchaltera, który by gdzieś to notował. Jest radość - dobry tomik wydałem - proszę bardzo. A to ile on liczy wierszy - nie wiem.
W podświadomości wiem o tym, że dana książka już jest zamknięta, że ten tom jest już zamknięty, że to jest całość. Czasem jednak jest inaczej. Mówię o Makatkach. Myślałem że to będą Makatki z płonącego domu. Myślałem że to będzie całość zamknięta. Po latach zrobiłem drugi cykl Makatek z lat dziewięćdziesiątych i one razem zaistniały jako wspólny cykl Makatek
Jak wspomina Pani aktorstwo przed laty, a jak Pani odbiera je obecnie?
To jest ogromna różnica. Byłam przez conajmniej dwadzieścia lat taką sztandarową amantką mojego teatru i nie tylko teatru ponieważ zagrałam w 44 filmach, które na szczęście są czasami powtarzane (smiech). Debiutowałam w "Sanatorium pod Klepsydrą" Hasa, zagrałam w "Królowej Bonie" królową Elżbietę Habsburżankę - to taka pamiętna rola, którą wielu widzów wspomina przez to że była to rzeczywiście wyjątkowa osoba, chora na padaczkę, Zygmunt August kochał Radziwiłówną a nie Elżbietę, w tym był jej dramat. Jeśli chodzi o role telewizyjne zagrałam "Julię".
Zaczęłam od wielkich amantek a teraz ponieważ minęło trochę lat gram role charakterystyczne (śmiech) - mamy, ciocie, babcie nawet (w "Pułapce" Różewicza zagrałam rolę matki, ale kończy się ona gdy bohaterka jest już leciwą osobą) Ostatnio w takiej sztuce Bergmana "Rozmowy poufne" - też grałam starszą panią - więc gram zgodnie z wiekiem i już jestem jakby pogodzona z tym, że nie będę grała lirycznych amantek (śmiech) tylko gram dramatyczne, piękne postacie. Też miłosne role, tylko jest to inna miłość, miłość matki, miłość żony. Bardzo jestem tymi rolami zadziwiona czasami, że one mnie satysfakcjonują, że sprawiają mi dużo radości, Myślałam dawniej, że właśnie role tytułowe to jest to "to", co może aktora zadowolić. Wręcz przeciwnie. Czasami świetnie napisany epizod daje frajdę i daje aktorską mozliwość wyżycia się i zrobienia czegoś wzruszającego.
W teatrze mam czas. To nie seriale. Można się przygotować. To nie jest na czas i na tempo, tylko aktor chodzi z tą myślą, nosi rolę w sobie i potem ją rodzi na scenie. Aby tylko nie było to w bólach (śmiech) - tylko żeby było to przyjemne dla obu stron. I dla publiczności i dla aktora.
Adam Ziemianin : Zawsze blisko było Ci do Poezji, ale szczególnie teraz. Ostatnio miałem okazję śledzić Twoje spotkania z poezją - coraz częściej się to zdarza. Powinnaś pochwalić się, że tłumaczysz poezję Anny Achmatowej i robisz bardzo ciekawe spektakle poetyckie
To jest bardzo ważna w tej chwili część mojego artystycznego życia. Dzięki moim przyjaciołom poetom miałam szansę wielokrotnie czytać ich wiersze, co daje mi ogromną satysfakcję. Dziękuję również Adasiowi Ziemianinowi za zaproszenie mnie na swój wieczór poetycki.
Jeśli chodzi o poezję Achmatowej to jest rzeczywiście moja ukochana poetka. Przetłumaczyłam dwa poematy i trzydzieści wierszy. Nawet zostały opublikowane w Nowej Okolicy Poetów - prestiżowym piśmie literackim. Recytuje je również na spotkaniach z widzami.
Pierwszy kontakt ze sceną - niekoniecznie profesjonalny?
Pierwszy mój kontakt ze sceną był bardzo dawno temu. Grałam w teatrze lubelskim w Lublinie - Teatrze im. Juliusza Osterwy - grałam rolę Nel w adaptacji scenicznej "W pustyni i w puszczy" Miałam wtedy 16 lat. Oczywiście grałam z profesjonalnymi aktorami, jako amatorka, ale w normalnym, poważnym teatrze. Wygrałam konkurs na rolę Nel. Przez dwa lata grałam tą rolę, właściwie nie schodziłam ze sceny, była to prawdziwa, duża rola w lubelskim teatrze. Później zdałam do Szkoły Teatralnej. Miałam to szczęście, że już na pierwszym roku szkoły zagrałam w filmie u Hasa, później w Teatrze Starym u Jarockiego w "Procesie" Kafki a na czwartym roku moim dyplomem była "Julia" Szekspirowska. Miałam dużo szczęścia w pierwszych latach mojej kariery.
Podziękowałem ślicznie za poświęcony mi i czytelnikom strony internetowej www.kultura.andrychow.eu czas i ... jak szaleć to szaleć - korzystając z chwili zadałem kilka pytań muzykom zespołu Dzień Dobry - Piotrowi Mireckiemu oraz Janowi Stachurze.
Co słychać obecnie u Dzień Dobry?
Dzień Dobry ma się bardzo dobrze. Jesteśmy w trakcie pracy nad płytą "Dzień Dobry Panie Marku" Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Jeszcze nie weryfikuje tego publiczność, ale nam już ten materiał bardzo się podoba. Gramy koncerty. Jesteśmy coraz bardziej rozpoznawalni. Podczas jednego z ostatnich koncertów (w Pszczynie) na dwa tygodnie przed koncertem nie było już biletów na nasz występ. Aż miło słyszeć takie informacje. Ostatnio mieliśmy bardzo miłą wizytę - odwiedził nas Zbigniew Wodecki stwierdzając, że Dzień Dobry to jest propozycja, która mu się wyjątkowo bardzo podoba. Cały czas tworzymy też własny repertuar. Najstotniejszą rzeczą dla nas teraz jest opracowywanie utworów Marka Grechuty, ale jednocześnie na płycie znajdą się trzy lub cztery nasze własne utwory, własne kompozycje łączące pokolenie Mistrza Marka z naszym.
Przypomnijmy : To kolejny koncert Dzień Dobry w naszym mieście (a właściwie to 2/5 koncertu :) bo i 2/5 zespołu wystąpiło na scenie :) Gościliśmy więc 2/5 właścicieli Szczerozłotego Serca :) 20 września w Krakowie na Scenie Tęcza Jury Konkursu po wysłuchaniu 17 wykonawców przyznało zespołowi "Dzień Dobry" główną nagrodę - "Serce Szczerozłote" Konkurs zorganizowała fundacja Anny Treter - Piosenkarnia. Był on częścią Festiwalu Twórczości Marka Grechuty KOROWÓD, który odbył się w Krakowie w październiku 2008.
Coś długo zajęło mi tym razem dotarcie do początku właściwego fotoreportażu :), ale myślę, że słowo Poezja nabrało dla mnie dzięki rozmowie z Panią Bożeną i Panem Adamem - kolejnych nowych znaczeń.
Gości Salonu Poezji oraz andrychowską publiczność powitał Kierownik Miejskiego Domu Kultury - Zbigniew Przybyłowicz.
W Krakowie na liczniku Salonów Poezji wybiła liczba 266. W Andrychowie 21. Andrychów jest jednym z 22 miast gdzie znajdują się filie KSP.
Zbigniew Przybyłowicz przedstawił krótko szanownych gości - poetę, dziennikarza, autora tekstów wielu znanych piosenek, który opublikował ponad 20 różnych wydawnictw, zbiorów wierszy, opowiadań - Adama Ziemianina oraz przebywającą w naszym mieście po raz pierwszy Bożenę Adamek. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce ponownie spotkamy się z Panią Bożeną. Obiecała przybliżyć nam postać poetki, której 120 rocznica urodzin przypada w czerwcu - Anny Achmatowej.
Podczas tego wieczoru można było nabyć starsze i najnowszy tomik poezji Adama Ziemianina.
Spotkanie rozpoczęło się piosenką Starego Dobrego Małżeństwa - "Makatką z aniołem".
Jak opisać to spotkanie? Czy da się to zrobić bez ponownego przytoczenia wszystkich przedstawionych wierszy i wypowiedzianych słów poety? Słowa wierszy, własne przemyślenia - zlewają się jednak w jedną całość. Jak wydzielić myśli własne od myśli poety, jak użyć słów innych, kiedy słowa te same cisną się na usta. Pozwólcie więc, a mam nadzieję że i Pan Adam nie będzie miał mi za złe, że w tekst ten wplotę jego słowa. Nie mogę i nie chcę inaczej. Czy mi wolno? Ja przecież też jestem Ziemianinem.
Jak było?
Było makatkowo, antyfonowo, czuliśmy się pod dachem MDK jak u siebie w domu, przyszedł wiersz ... a kiedy przyszedł ten gość nad goście - wielkie było święto. Przychodź więc do nas zawsze kiedy zechcesz - Nie gardź Andrychowianinami.
Były wspomnienia dzieciństwa, Makatka popradzka, Poprad, piękna rzeka i mojej młodości z którą i ja wiele mam wspomnień, okolice Muszyny, deszczowej wtedy. Była makatka z mostu, gdzie na łódce z kory płynęły i nasze serca, była makatka z wilczym biletem, kundle skakały do gardła, była znana w Andrychowie makatka bezrobotna. Bóg zwolnił czas na chwilę. Przydała nam się ta chwila, żeby nad życiem się zatrzymać. Temu Poecie dana jest łaska by ślad zostawiał. Ile tych śladów zostało na polanach, ile uniosło się ku niebu z milionami iskier nocnych ognisk, ile ich w schroniskach, namiotach, pokojach w akademikach. On docenił spokój, wagę słów. W dzisiejszych czasach łatwo znaleźć wroga. Słowa ranią. Zabijają. To potrafi każdy młody napalony pistolet. My woleliśmy słuchać o ulicy Ogrodowej, nie tej naszej, andrychowskiej z Osiedla Jana Pawła II pod Pańską Górą - lecz tej szczególnej, jedynej "Ogrodowej" przy której stoi zielony dom, gdzie dzieciństwo i młodość minęła, bez której tego spotkania by ... nie było. Nic dziwnego, że list do Ogrodowej przez całe życie sercem jest pisany, a każdy kamień pozdrawia jej Wierny Mieszkaniec. Czemu wraca na Ogrodową ... może to przez ten pokój z balkonem i zielonym oknem ...
Czy poeta wie wszystko? Chyba nie ... miłości dalej się uczy jak pierwszych kroków, miłości wiecznej, niosącej spokój ... jesteś zdziwiony czytelniku? Niepowtarzalny stary sad z Gorzenia ...a przy okazji pozdrowienia :)
Spotkaniu towarzyszył poprzez swoje melodie i piosenki również Marek Grechuta - przypominając - Nie dokazuj ...
Był przepiękny fragment SDM "Z podwórka" - orzech zestarzał się po włosku
Co jeszcze było na spotkaniu? Były przerywniki w postaci bloku rozrywkowo - groteskowo - zabawnego. Modliliśmy się o śmiech, taki ludzki, broń Boże nie okrutny i nie cyniczny. I modlitwa została wysłuchana. Był nam dany, a z nim wspomnienie lekko wędzonej żony-antyfony opatrznościowej której imię 44 - kiełbasy zwyczajnej, był zimowy pomidor z którym podobnie jak ze świątecznym pomarańczem nie wiadomo co zrobić. Czy już go zjeść ... czy co ... Wódki nie było, gdyby była - byłoby jej lżej, za to nosiło nas na pokuszenie, bo przecież żyć trzeba całą gębą - od ucha do ucha i spieszyć się nim właśnie do nas zawita kostucha ... Było żurawie pióro ... z Bieszczad, a my wciąż od nowa dziwiliśmy się jak dzieci patrząc na dramat w kawiarni w jednej odsłonie ... i szklankę (może tą która leżała obok durszlaka Gałczyńskiego). Szklankę, która płacze. "Co za szczęście" że nie musieliśmy dźwigać ciężkich kamieni. Czy dzięki słowom Adama Ziemianina wyzbyliśmy sie lęku - brata niepewności? Po co Boże dałeś temu poecie aż taką świadomość? Czy po to by swoim spokojem zasiał w nas ziarno prawdy z której kiedyś może coś zdołamy pojąć?
Pewnie nie działo się to w opustoszałej andrychowskiej cegielni ... pewnie nie tam zdawał ktoś z pierwszych pocałunków niewinny egzamin ... Idzie wiosna. Idzie nowe. Przymrozek już oswojony. Wkrótce bez zbędnych słów jaskółki ulepią swoje gniazda, wagony wyjadą do lasu, telewizja poinformuje o wysokim napięciu przed odlotem niektórych "ptaszków" do ciepłych krajów. I pewnie nikt nie zwróci na to uwagi ... no, może tylko kubek słuchający tego jednym uchem.
Życie oderwane od życia. Czasem tylko wzrok nasz spotka się ze wzrokiem gałązki jaśminu ...
Warto żyć dla tej krótkiej chwili zanim doświadczymy przymierzania peruk, walkę z myślami i bezsilnością, losem i przeznaczeniem. A tu mija kolejny sierpień bogaty w maliny i kwiaty. Krzątamy się żyjąc tuż obok śmierci, krzątamy się delikatnie jak tylko potrafimy. Ten wiek nie lubi przecież rozmawiać o śmierci. Śmierć nie pasuje do żadnej kampanii reklamowej. Nawet tej niszczącej bakterie w WC. Kiedy przychodzi ... nic zrobić nie możemy ...
Czy to znaczy, że ktoś nas puścił na mętne fale ... czy nie możemy już nikomu ufać, czy mamy wszystkiego się bać? Przecież nikt nie rzuci w naszą stronę kamienia, chyba że ten który zna życie na wylot. Nie ma obawy. Na ziemi nie ma nikogo takiego.
Potem ... Stachura grał Stachurę - tyle, że Jan śpiewał i grał Edwarda, który napisał "Z nim będziesz szczęśliwsza". Potem był kolejny utwór SDM - Ballada na urodziny - Józefa Barana. Chwila na otarcie łzy ... e tam, to wiatr ...
I kolejne słowa. O azyl prośba pokorna i sufit co sklepiony szczelnie, o nadzieję na progu zanim zbliżymy się ku jesieni. My. Ziemianie. Samotni jak gwiazdy. Wojujący ze Stwórcą który kiedyś po ludzku nam współczuł. Od tamtej chwili świat kręci sie coraz bardziej szalony, jakby nagle wyrwał się spod wszelkiej kontroli.
Czarno. Modlitwa do Czarnolasu. Do Jana.
Może ten tekst niezrozumiały będzie dla niektórych, ale wybaczcie ... jest czwarta nad ranem ... a ja piszę ten fotoreportaż z nadzieją, że może sen jeszcze nie przyjdzie, może mnie ktoś odwiedzi?
Poezji nie można do końca rozumieć nie rozumiejąc człowieka, nie znając go. Co poeta ma na myśli ... nikt tego nie wie ... nikt tego wiedzieć nie może ... zwłaszcza gdy czwarta jest nad ranem ... i sen zasnął a czarna herbata myśli nie rozjaśnia ... dlatego ... kochajcie czasem poetów. Oni muszą być rybim okiem, białym śladem odrzutowca, zielem dziurawca gdy już wszystko boli ...
Jak wspomniałem - powyższy tekst koloru blue w większości zawiera słowa zasłyszane podszas 21 KSP z utworów poety który spogląda teraz właśnie na Ciebie - czytelniku
A potem - potem były długie brawa i kwiaty dla artystów
... rozmowy z rodziną ...
... autografy dla czytelników
i dla fanów ...
21 Krakowski Salon Poezji w Andrychowie ... już za nami.
Minął równie szybko jak ludzkie życie, jak chwila ... pozostawiając mgliste wspomnienie i dorzucając kolejny kamyk do naszego bagażu doświadczeń - kamyk lekki. Co za szczęście.
Co to jest ta poezja, że spać nie daje o czwartej nad ranem, że nosi i wodzi?
Oprócz definicji chwili, nieokreślonej świadomości i stanu ducha trudnego do uchwycenia poprzez uporządkowany ciąg liter alfabetu jest to coś metafizycznego, irracjonalnego zupełnie, alienacji przy jednoczesnym uczuciu błogiego spokoju. Gdybym teraz miał określić jej definicję powiedziałbym, że to ... najwyższy stopień modlitwy, rozmowy stworzenia ze Stwórcą. Rozmowy partnerskiej, jak równego z równym, jak ojca z synem, jak córki z matką. Rozmowa oderwana od codzienności, wznosząca się ponad sprawy błache, gdzie zauważa się ulotność, ślady zaprzepaszczonej przed wiekami przez Adama i Ewę doskonałości, pierwiastki ideału wyłowione z pozornego chaosu.
Ale równie dobrze mógłbym powiedzieć że poezja to dźwięczna i piękna polszczyzna, szczególna, czysta, jedwabisto-słonecznie-aksamitna i ciepła barwa głosu Pani Bożeny, spokój w słowach Pana Adama w ciemności sali andrychowskiego MDK. Ta definicja może nawet jest bardziej trafna, zrozumiała i ... ludzka.
Skąd to wiem? Słuchałem i usłyszałem. Myślę że w głębi duszy każdy z nas ma swoją własną definicję Poezji. Każda z nich równie prawdziwa jest i niepowtarzalna.
Jarosław Skupień
Salon 21.
Data : 22 marca 2009 r.
Temat : "Co za szczęście!" Wiersze Adama Ziemianina
Goście Salonu :
Adam Ziemianin i Bożena Adamek